Tak jak obiecałem sobie na początku zeszłego roku, był to mój mały powrót do fotografii analogowej. Gdzieś brakowało mi tej magii, oczekiwania na wywołanie kliszy, braku możliwości podglądu. Wszystkiego tego o czym trochę człowiek zapomina fotografując w dzisiejszych czasach, głównie cyfrowo, często iPhonem. Bo wiadomo – najlepszy aparat to ten, który mamy przy sobie. Dlatego często na spacery, wyjazdy brałem ze sobą załadowanego analoga:) Zestaw Minolta X300 + 50/1.7 w kombinacji z trzema filmami: Fuji 400h, Kodak Tri-x 400 i Ilford Delta 3200.
Dwa tygodnie temu rozmawiałem w Radiu Tczew o fotografii. Myślałem, że wywiad, na który mnie zaproszono będzie dotyczył głównie ślubów i raczej mojej zawodowej działalności. Jakie było moje zdziwienie kiedy Filip Jędruch spytał mnie właśnie o ten temat. Temat, który przez ostatnie kilka lat był dla mnie praktycznie martwy, a niedawno powrócił. I może kłóci się to nieco z ideą analogowości, ale postanowiłem popełnić ten wpis, wrzucić zdjęcia analogowe do internetów, świata cyfrowego. No i są, kilkadziesiąt klatek, randomowo wybranych, z różnych powodów ważnych dla mnie, albo po prostu przywołujących fajne wspomnienia. Bo o to przecież chodzi w fotografii, po to wykonujemy zdjęcia. Nie zawsze najważniejsza jest ostrość, brak prześwietleń i megapiksele!
Jeśli jesteście zainteresowani fotografią analogową – zapraszam do odwiedzenia, śledzonego przeze mnie od dłuższego czasu, bloga Carmencita Lab z Valencii. Na dowód, że klisze mają się dobrze i jeszcze trochę czasu minie zanim zostaną zupełnie zapomniane.